99% pierwszych aktywności w Instagram Stories: „Ja pierdzielę, Snapchat na Insta?!”. Tak – i uważam to za bardzo dobry ruch.
Ale o co w ogóle chodzi? Bo może jeszcze tego nie zarejestrowałeś. Otóż na Instagramie została wprowadzona funkcja stanowiąca istotę Snapa. Czyli możliwość wrzucania fotek, które znikają po 24h. Można je sobie przyozdobić rysunkami, podpisami, emoji i filtrami. Zdjęcia egzystują sobie przez ten czas w tak zwanych Stories i kto ma ochotę płynie z prądem koteczków, żarcia i twarzy osób, które obserwuje.
Mniej lub bardziej złośliwe komentarze od razu zaczęły głosić, że oto Facebook nie mógł kupić Snapchata, więc zerżnął jego rozwiązania. No tak, ale przecież… Generalnie o to w biznesie chodzi. Jeżeli ktoś nie chce nam sprzedać gotowego rozwiązania, albo dochodzimy do wniosku, że zrobimy coś lepiej – siadamy i dłubiemy od postaw. Wzorując się na najbardziej chwytliwych trendach.
A konceptowi „rejestrowania chwili” nie da się obecnie odebrać laurów popularności. Racja – nadal nie wszyscy wiedzą, co z tym robić i zapewne większość użytkowników stanowią okolice gimbazy. Ale ta popularność sprawiła, że w świat znikających zdjęć musieli wejść także ludzie poważni i zacząć promować w nich swoje marki. Instagram Stories może im to ułatwić, bo przed większością nie będzie stawiać bariery wejścia w postaci konieczności bawienia się oddzielną aplikacją. W końcu spora część takich osób od dawna z Instagrama korzysta. Teraz – oprócz pięknych i dopieszczonych fotek – będzie mogła prowadzić również (mniej wymuskane, ale równie skuteczne) fotograficzne relacje „na żywo”.
Przyznam szczerze, że do mnie najbardziej przemówiła właśnie możliwość korzystania z tego wszystkiego w jednej aplikacji. Pomijam już fakt, że na Snapchacie do dzisiaj czuję się nieswojo i… staro. Jest po prostu wygodniej. Mogę teraz wywalić zbędną ikonę z ekranu i nie rozdrabniać się podczas codziennej pracy.
Ze starości można się śmiać, jednak nic nie poradzę na to, że Snap jest zabawką, a Instagram jednak jawi się dużo poważniejszym miejscem. Jasne – takie stories wszędzie powodują lawinę śmieci, ale prawda jest taka, że… Inni to oglądają. I dopóki jest popyt, będzie podaż. W ogólnym ujęciu to jednak na Instagramie ludzie budują swoje portfolia, podczas gdy snapchatowych artystów można policzyć na palcach jednej ręki. Dla większości istotą są psie filterki.
W Instagram Stories na razie ich nie uświadczymy. Póki co jest tylko kilka filtrów kolorystycznych. Pewnie prędzej czy później się to zmieni. Mnie to ani ziębi, ani grzeje. W psa chyba nigdy się nie zmieniałam, a z innych „rozrywek” skorzystałam może z dziesięć razy. Nie będę płakać, jeżeli w ogóle się nie pojawią.
Jak już przy różnicach jesteśmy, Instagram Stories mają bardziej rozbudowane narzędzia do rysowania. Fajnie, chociaż z moimi zdolnościami obrazy à la Picasso raczej nie powstaną.
Można też wrzucać ostatnie (24h) materiały z rolki aparatu bezpośrednio w strumień. Nie trzeba się bawić w snapchatowe Memories.
Poczułam również ogromną ulgę. Bo na Instagram Stories nie ma tego wszędobylskiego priv-spamu. Owszem, domyślnie śledzi się wszystkie Stories, ale przecież nie muszę ich oglądać (głównie z braku czasu, nie żebyś był nudny… chyba; podobnie zresztą wyleczyłam się ze snapchatowego FOMO). A przy okazji mam komfort, że nikt nie zaatakuje mnie w prywatnej wiadomości obrazkami nieprzeznaczonymi dla mnie albo puszczanymi hurtem do wszystkich (bo ludzie do dzisiaj nie potrafią się nauczyć, że nie o to w tym chodzi). Nie chcę – nie oglądam, proste. A zakładam, że i możliwość filtrowania strumieni z czasem się pojawi.
Podobnie będzie z eliminacją bugów. U mnie zdarza się wyłączenie aplikacji przy próbie publikacji materiału w Stories. Trochę upierdliwe, ale na pewno do rychłej poprawki.
Jakie są prognozy odnośnie migracji Snapchat -> Instagram? Cóż, na razie chyba trudno bawić się w jakiekolwiek. Czas pokaże. A będzie to cholernie ciekawy czas. Snapchat w końcu ma konkurencję, co będzie wymuszało ewolucje z obu stron. Dla Instagrama to dobry zabieg-demonstracja: „hej, nie stoimy w miejscu”. Jestem jednak ostrożna, jeżeli chodzi o wieszczenie upadku apki z logiem duszka. Część osób pewnie z niego zrezygnuje – bo będzie się lepiej czuła na Insta lub dla wygody bądź zasięgów. Weryfikacja tego wszystkiego wymaga jednak czasu. Nie sądzę, żeby nagle wszyscy użytkownicy sami z siebie masowo przenieśli się na Instagrama. Duża część na pewno będzie się trzymała swoich ulubionych gwiazd internetów. A ci zasięgów. Co tworzy trochę błędne koło, ale wystarczy, że jedna ze stron postawi na swoim i już może się ono potoczyć w innym kierunku.
Mnie Instagram Stories kupiło, więc na razie możemy się spotkać głównie tam. Na dole strony znajdziesz widżet, który pozwoli się do mnie dostać.
I serio, nie ma co pluć jadem na ostatnie wydarzenia. Zamiast wykazywać się taką bezproduktywnością – potestuj, co bardziej do Ciebie przemawia. Bo wygląda na to, że znikające zdjęcia nie są chwilową modą i sporo ich potencjału jest jeszcze do zagospodarowania.