Emocje wynikające z nieprzewidywalności kocham tylko w jednej dziedzinie.
Sport. Moje miejsce, w którym wszystko jest możliwe.
Piłka nożna. Najpiękniejsza forma rywalizacji.
Premier League. Najlepsza liga na świecie. Tu każdy może wygrać z każdym.
Pomieszanie dzikiej euforii z dobijającą frustracją.
Dorzućmy do tego różne formy wirtualnej rywalizacji (Fantasy Premier League – zajrzyjcie do notki o apkach dla kibiców) i emocjonalna karuzela kręci się jeszcze szybciej.
Przez pierwsze kolejki siedzisz i nie wiesz, co się dzieje.
Beniaminek Watford – dwa remisy, ale bardzo żywy na boisku. Leicester po dwóch kolejkach z kompletem punktów. Ospała Chelsea, która nie może nabrać rozpędu. Czy w starciu z Manchesterem City właśnie parkuje autobus, czy w końcu wypruje do przodu? Arsenal po niezwykle udanym okresie przygotowawczym (trzy przedsezonowe trofea) na otwarcie przegrywa w derbach z West Hamem.
Zawodnicy, którzy powinni nieść drużynę na swoich barkach, zawodzą.
Wtopa czy strzał w dziesiątkę? Jak poradzą sobie nowe twarze? Ayew ze Swansea, Payet z WHU – utrzymają formę? Co pokażą Cabaye i Shaqiri?
Czy wypożyczony z Arsenalu do WBA Gnabry wróci w blasku chwały (albo chociaż małej chwałki)?
A przecież to tylko ułamek pytań w kwestii transferów.
Zanim wyjaśni się, kto sięgnie po najwyższy tytuł, wszystko przemiesza się jeszcze trudną do zliczenia ilość razy.
Kocham to.
Polecam tylko osobom o mocnych serduchach.