Ludzie wynosili dzieci, podnosili na rękach: „Popatrz! Zapamiętaj!”. I to ci sami, którzy pracowali przy reaktorze. Inżynierowie, robotnicy. Nawet nauczyciele fizyki. Stali w czarnym pyle… Rozmawiali… Oddychali… Podziwiali… Niektórzy przyjeżdżali dziesiątki kilometrów samochodami, na rowerach, żeby popatrzeć. Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być taka piękna.
Tematyka postapokaliptyczna pociąga wielu. Sama chłonę niezliczone książki napisane na ten temat. Wcielam się w skórę wirtualnych stalkerów i rangersów. Oglądam filmy. Wędruję po opuszczonych budynkach, czołgam się pod ziemią niczym ostatni ocalały.
Łatwo w tym wszystkim zapomnieć, że przecież postapokalipsa to nie tylko fantastyczne twory naszej wyobraźni. To nie tylko produkty pisarzy, filmowców i deweloperów gier. Są ludzie, którzy żyją w środku świata dotkniętego przez katastrofę. Ludzie, którzy od 30 lat starają się przetrwać w dobie postapo. I jeszcze mnóstwo lat o to przeżycie będą musieli walczyć.
Ludzie czarnobylscy.
Określenie, które naznaczyło ich równie mocno, jak wydarzenie z 1986 r.
Sztuka odbyła tyle prób apokalipsy, tyle razy ćwiczyła różne technologie końca świata, ale teraz już nie mamy wątpliwości, że życie jest o wiele bardziej fantastyczne.
Na temat samej katastrofy elektrowni jądrowej w Czarnobylu powstało mnóstwo dokumentów i prób analiz. Możesz wejść na youtube’a i zobaczyć minuta po minucie próbę rekonstrukcji zdarzeń.
Jednak żaden dokument, żaden film, fizyczna analiza czy model 3D nie uświadomi Cię tak bardzo jak świadectwo.
Świadectwo ludzi.
Żon, których strażacy gasili w tym dniu pożar w elektrowni.
Matek, które patrzyły jak ich dzieci zbyt szybko uświadamiają sobie, czym jest śmierć.
Dzieci, które nie znają pojęcia „zabawa” i które nigdy nie poznają pojęcia „przyszłość”.
Likwidatorów, dla których najgłośniej wybrzmiewało słowo „bohater”.
Starszych ludzi, których mądrość związana z miejscem i czasem nie potrafiła pojąć nowej rzeczywistości wysiedleń.
Nielegalnych mieszkańców strefy, dla których piekło stało się rajem.
Młodych kobiet, które utraciły sens życia, ale muszą nadal egzystować ze swoimi stygmatami.
W pobliżu Czarnobyla wszyscy zaczynali filozofować. Stawali się filozofami.
Tych wszystkich świadectw wysłuchiwała przez wiele lat Swietłana Aleksijewicz. Zostały spisane w książce Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości. Książce, którą niedawno skończyłam czytać i postanowiłam, że nie będę o niej przez jakiś czas wspominać. Nie byłam w stanie.
Najciekawsze w tych pierwszych dniach były rozmowy nie z uczonymi urzędnikami, nie z wojskowymi z mnóstwem gwiazdek na naramiennikach, ale ze starymi chłopami. Żyli wprawdzie bez Tołstoja i Dostojewskiego, nie śniło im się jeszcze o internecie, ale ich świadomość w jakiś sposób pomieściła w sobie nowy obraz świata. Nie zamieniła się w gruzy.
Jednak przypadająca na dzisiaj trzydziesta rocznica katastrofy dała mi do myślenia, że warto chociaż o Czarnobylskiej modlitwie wspomnieć. Żebyś też mógł zostać tym świadectwem muśnięty. Żeby Twoja perspektywa, z której patrzysz na Czarnobyl, nabrała nowych kątów.
Uwierz mi, że nie przesadzam mówiąc, iż jest to tytuł, który wstrząsnął mną najbardziej w moim czytelniczym życiu. A czytam cholernie dużo. Żadna książka o wojnie nie miała na mnie takiego wpływu. Historia świata jest historią wojen. To coś, czego ludzie już doświadczali. Czarnobyl w wymiarze ludzkim jest czymś do dzisiaj niepojętym. Ten fakt uderza w najgłębsze pokłady psychiki czytelnika.
Całe życie walczyliśmy albo szykowali się do wojny, tyle o niej wiedzieliśmy, a tu nagle! Obraz wroga się zmienił. Pojawił się u nas inny wróg… Wrogowie… Zabijały nas skoszona trawa, złowiona ryba, upolowana zwierzyna. Jabłko.
Mój ulubiony bohater książę Myszkin z Idioty mawiał: „Czyż można widzieć drzewo i nie być szczęśliwym”.
Wiele razy w trakcie lektury po prostu, najzwyczajniej w świecie – ryczałam. Kilkukrotnie miałam chwile zwątpienia – że nie dam rady dobrnąć do końca. Oczywiście nie dlatego, że książka jest źle napisana. Obawiałam się, że zniszczą mnie moje własne emocje. Autentycznie bałam się swoich reakcji. Omijałam niektóre rozdziały – te o dzieciach i zwierzętach ze strefy. Ale potem do nich wracałam. Bo wiedziałam, że muszę wchłonąć to doświadczenie od początku do końca.
Od tygodnia mam koszmary senne. Nigdy nie miałam tak długiej serii koszmarów. A przecież ja tylko przeczytałam książkę…
Zastanawiam się, dlaczego o Czarnobylu mało się pisze. Nasi pisarze nadal opowiadają o wojnie, o obozach stalinowskich, a o tej sprawie nic. Wszystkiego ledwie jedna, dwie książki. Myśli pani, że to przypadek? To wydarzenie do tej pory jest jeszcze poza kulturą. Trauma kultury. Jedyną naszą odpowiedzią jest więc milczenie. Zasłaniamy sobie oczy jak małe dzieci i myślimy: „Schowaliśmy się. Ominie nas to”. Z przyszłości wyziera coś, co jest niedostosowane do naszych uczuć. Naszych zdolności przeżywania.
Ale ta książka w jakiś sposób mnie wzbogaciła. Nie, nie wstydzę się tego, że nadal planuję kiedyś pojechać do strefy. Wiem, że nie jestem durnym znudzonym turystą. Po tej książce nie da się nim być. Nie wyczytałam tutaj kolejnych faktów o samej elektrowni. Zostały całkowicie pominięte. Mogę je znaleźć w internecie. Tutaj chodziło o przekazanie czegoś, co przekręca śruby wyobrażeń i emocji.
Państwo myślą, że to jakieś wymysły? Ależ skąd, turystyka nuklearna cieszy się dużym powodzeniem, zwłaszcza wśród zachodnich turystów. Ludzie gonią za nowymi i mocnymi wrażeniami, które na świecie już mało gdzie się spotyka. Jest już zbyt dostępny i oswojony. Życie robi się nudne. A chciałoby się czegoś wiecznego…
„Odwiedźcie nuklearną Mekkę… Ceny niewygórowane…”
To już nie jest tylko potrzeba usłyszenia dzikich pisków dozymetru z niewystarczającą skalą…
Celowo daję Ci dużo cytatów. Celowo mniej piszę o samej książce. Przyznam, że nie czuję się na siłach. Ale też ona sama wymyka się wszelkim ocenom formy. Nie wydam tutaj sądu, czy jest dobrze napisana. Bo to po prostu – i aż – zapis opowieści. Doświadczeń. To mówią ludzie, którzy Czarnobyl noszą ze sobą. Musisz ich posłuchać, żeby zrozumieć. Nie masz się bać. Masz spróbować zrozumieć.
Człowiek nie jest bohaterem. Wszyscy jesteśmy sprzedawcami apokalipsy. Wielkimi i małymi.
Teraz bronię nauki. Dowodzę pani, że nie nauka jest winna Czarnobylowi, ale człowiek. Nie reaktor, tylko człowiek.
Moje ocena jest aprobatą pracy, jaką wykonała autorka. Aprobatą tego, że taka książka powstała.
Ocena:
P.S. Dzisiaj niektóre księgarnie internetowe mają promocje związane z tematyką elektrowni w Czarnobylu. Na przykład w Publio możecie kupić książkę Swietłany Aleksijewicz taniej zarówno w ebooku jak i audiobooku. Natomiast w Woblinku za darmo dostępny jest 731 numer „Miesięcznika Znak” w całości poświęcony temu zdarzeniu.