Dziesiątki tysięcy osób na niego czekały.*
Nie spali, nie jedli, skreślali dni w kalendarzu.
I wreszcie po miesiącach trwania w mękach pojawiła się ona.
Premiera nowego sezonu Gry o Tron.
Będą spoilery.
OK – oficjalnie miała miejsce już tydzień temu, ale ciężko było w jej treści znaleźć jakiś punkt zaczepienia, więc pozwoliłam sobie zaczekać, aż w telewizji zagości drugi odcinek.
Osobiście nie czułam wielkiej potrzeby ślęczenia nad tym wydarzeniem o 3 w nocy i chyba wyszło mi to na dobre. Pierwsze dwa odcinki piątej serii były usypiające niczym denna postać Jona Snow/mimozy Sansy albo tułaczka Daenerys Targaryen po ogromnej piaskownicy.
Spokojnie, wiem, że ciężkich dział nie wytacza się tutaj od razu. Wiem też, że na pewno zostaną prędzej czy później wytoczone. Wróciły dzieciątka Matki Smoków, zatem jest szansa na pompę z ich udziałem.
Umówmy się, że Grę ogląda się dla momentów. Takich na miarę dekapitacji Neda Starka, Krwawych Godów, uciętej ręki (z genialną muzyką w tle!) i zakrapianego wesela. Umówmy się także, że jest to serial dla osób, które nie czytały wcześniej książek Martina. Sama mam je odłożone na inne czasy – przecież nie będę sobie odbierała cudownych chwil okraszonych palpitacjami serca. Znawców wersji pisanej także omijam szerokim łukiem. Lubią czuć się „lepsi” i psuć zabawę tym „gorszym”.
Wracając do nowej serii – co nas czeka? Mam nadzieję, że sporo mocnych akcentów. Doszedł kolejny front, ponieważ jednoręki Królobójca wyruszył chronić swoją nie do końca zgodnie z obyczajami poczętą córę. Po cichu liczę na większą dawkę przygód młodszej Starkówny – lubię jej młodzieńczą buńczuczność.
A i jeszcze jedno.
Proszę nie tykać Tyriona Lannistera.
Przenigdy.
Byle głupiec przy odrobinie szczęścia może narodzić się władcą.
Zdobywanie władzy wymaga jednak pracy.
Ocena:
Wspomniałam mimochodem o muzyce, zatem w bonusie dorzucam smaczny cover utworu z czołówki GoT w wykonaniu Blue Man Group. Od fanów dla fanów.