Dzisiaj spotkanie z kolejnym czasopożeraczem. Chyba najbardziej wyrafinowanym. Potrafiącym podejść wolny czas w ninja stylu i zagarnąć go, zanim zdążysz mrugnąć okiem. To jeden z tych tytułów, które odpalasz na 15 minut, a świadomość odzyskujesz dopiero następnego dnia.
Championship/Football Manager
Swoją przygodę z najlepszymi managerami piłkarskimi zaczęłam od CM-a 97/98. Oczywiście było to spowodowane moją miłością do piłki nożnej. Inaczej wątpię, żeby tak skomplikowana gra oparta wyłącznie na tabelach i wykresach zdołała przyciągnąć mnie na tysiące godzin do ekranu komputera.
W latach ’90 CM nie posiadał jeszcze takiego ogromu funkcji, jak najnowsze odsłony Football Managera, ale i tak powalał złożonością. Do tego dochodziło robienie researchu poza grą – czytanie o najlepszych taktykach, zestawach treningowych i oczywiście największych talentach. Do dzisiaj mam schowane w szufladzie kartki zapisane nazwiskami najbardziej perspektywicznych zawodników.
Czytałam kiedyś fajny artykuł o typach graczy-menedżerów. Obecnie zdecydowanie wpisuję się w typ Wengera – mam manię kupowania młodych piłkarzy i szlifowania ich na gwiazdy. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś uwielbiałam prowadzić drużyny z angielskiej Conference. Potem poszłam jeszcze dalej – wgrywałam sobie wszystkie ligi angielskie łącznie z amatorskimi. Takimi, o których większość nawet nie ma pojęcia i w których nikt nie gra na kontrakcie. Co oznacza, że zawodnicy robią łaskę, jeżeli posiedzą w jednym zespole dłużej niż pół sezonu. Zazwyczaj po strzeleniu nastu bramek odchodzą rozwijać swoją karierę. Cóż, zawsze kochałam wyzwania. Niestety nigdy nie dotarłam z tymi drużynami do Premier League. Chyba nie starczyłoby mi na to życia.
Z każdą kolejną edycją FM-a mózgownica paruje coraz bardziej, bo o coraz więcej aspektów musimy się troszczyć. Piłkarskich, finansowych, retorycznych i psychologicznych. Jak w prawdziwym świecie.
Ale w końcu nikt nie obiecywał, że ten świat będzie milutki i przyjemny, prawda? Myślę, że Wenger potwierdzi.