Krótka piłka. Udało mi się do tej pory zrzucić 27 kilogramów wagi i – co najważniejsze – zmienić swoje życie na lepsze. Chcę Ci pokazać, jakie to proste. Dokładnie tak – nikt nie musiał się przy tym zamęczać na śmierć.
Żeby była jasność – nie piszę tego jako samozwańczy ekspert. Sama z siebie nie gadam na ten temat, bo nie uważam, żeby było to jakieś kolosalne osiągnięcie. Są ludzie, którzy w pocie czoła i lawinie wyrzeczeń pozbywali się dwu-, trzykrotnie większej nadwagi. Dla mnie ten proces okazał się naturalny i całkiem przyjemny. Poza tym wciąż trwa, a nie lubię oceniać spraw będących w toku. Być może sama nigdy go nie podsumuję, ponieważ ta zmiana będzie się dokonywała do końca mojego życia.
Wiele osób z mojego otoczenia gratuluje i pyta o magiczne zaklęcia, których używałam. W związku z tym powiedziałam sobie, że kiedyś popełnię wpisy na ten temat. Takie koleżeńskie. Życiowe. Musiałam być jednak wewnętrznie gotowa, a z tym było trochę ciężko. Przede wszystkim dlatego, że skoro sama nie używałam słowa „sukces”, głupio było mi radzić komukolwiek w temacie. Chciałam czuć, że mam podstawy do wypowiedzenia się.
Cóż, biorąc pod uwagę moją cholerną ambicję, prawdopodobnie nigdy by to nie nastąpiło. Musiałam wyznaczyć sobie jakiś zewnętrzny wskaźnik, który powie: „to już, cośtam osiągnęłaś; skoro inni od dawna się tego domagają, podziel się w końcu z nimi swoim sekretem”.
Tutaj pierwszy raz główną rolę zagrało urządzenie do ważenia dupska, czyli waga. Powiedziałam sobie, że sygnałem będzie moment, kiedy pokaże szóstkę z przodu.
Schodziłam z pułapu 96 kilogramów.
Momentami było mi blisko do setki.
Pierwsza myśl o rozpoczęciu odchudzania pojawiła się ok. dwóch lat temu. Najwięcej kilogramów zarzuciłam na przestrzeni mniej więcej roku. No i w końcu dotarłam do momentu, kiedy mogę się tym podzielić.
To co – rach, ciach, wypluwam swój głęboko skrywany sekret, którym pewnie jest jakaś cudowna dieta i nagle Twoje życie doznaje niezwykłej przemiany?
Otóż nie.
Nie ma żadnego sekretu.
Rozczarowany? Powiem tak – jeżeli wyjdziesz w tym momencie, będziesz niecierpliwym cieniasem i na pewno niczego nie osiągniesz.
Kluczem jest bowiem właśnie cierpliwość i minimalna dawka planowania czegokolwiek.
Czego ja na pewno nie planowałam?
- kiedy zacznę się odchudzać;
- kiedy i ile kilogramów mam zrzucić;
- diety w znaczeniu konkretnych produktów w konkretne dni i ani okruszka więcej;
- morderczych treningów pod okiem srogiego instruktora;
Żeby pozbyć się kilogramów – zwłaszcza w dużej ilości – musisz przede wszystkim zapomnieć o jakichkolwiek cud-dietach. Nie dostaniesz ode mnie listy posiłków, bo po pierwsze – nie jestem dietetykiem, po drugie – doskonale wiem, że rygor jest największym zniechęcaczem i mordercą zmian stylu życiu.
Nie będziesz zatem przebierał w żadnych planach dietetycznych ani reżimach treningowych. Sam wybierzesz dokładnie to, co sprawia Ci radość.
Oczywiście na samym początku możesz sobie nawet nie zdawać sprawy, że jakiś sposób odżywiania Ci pasuje, albo jakieś ćwiczenie daje pozytywnego kopa. Mogłeś nigdy ich nie próbować, dlatego pokażę Ci, co ja zmieniłam w swoim codziennym życiu. Będziesz mógł uczynić z tego bazę wyjściową, ale absolutnie nie musisz wszystkiego kopiować.
Najważniejsze, żebyś próbował. Co ważne – bez nastawienia się na konkretne efekty w wyznaczonym czasie.
Efekty się pojawią, obiecuję. Pod jednym warunkiem. I to jest właśnie Twoje pierwsze zadanie.
Musisz zmienić sposób myślenia.
Musisz wbić sobie do głowy, że wcale nie przechodzisz na dietę. Że nie zaczynasz się odchudzać.
Ty wybierasz nowy styl życia.
Chcę, żebyś od momentu poczucia potrzeby pójścia tą drogą, codziennie powtarzał sobie, że nie masz wyznaczonego chwilowego zadania, tylko przestawiasz swoje życie na właściwe tory.
Brzmi strasznie i awykonalnie?
Przecież ja Ci nawet nie każę niczego fizycznie robić. Musisz tylko przez kilkanaście sekund w ciągu dnia pomyśleć o tym zdaniu. Obiecuję, że się nie zmęczysz. I że da się to myślenie wcielić w życie.
W końcu jestem żywym dowodem.
Celowo nie wysypuję od razy worka konkretów.
Nigdzie się nie śpieszymy.
Jeżeli wyznaczasz sobie twarde cele – np. zrzucić w miesiąc 5 kilogramów, to ja Ci nie doradzę i nie pomogę. Stawiam na coś trwalszego. Moje cele mogą być rozmyte, albo w ogóle nie istnieć.
Najważniejsza jest droga, którą się podąża.
Dzięki temu nie boję się, że będę musiała powtarzać coś od początku. Że coś nie wyszło. Że na przykład dopadło mnie yo-yo.
Nic takiego mi nie grozi, bo dopieszczam procesy, które nie są zabijanie przez brak osiągnięcia celu. Same w sobie są wartością.
Spiszę dla Ciebie trochę porad. Nie wiem jeszcze, ile notek zajmą, ale na pewno powiem trochę o dodatkowej motywacji, bodźcach rozpoczynających cały proces, programowaniu mózgu, formach rozruchu naszego cielska, tego jak (a nie co) jeść, z czego warto zrezygnować bez poczucia straty, a co nieupierdliwego warto dodać. Polecę i odradzę różne lektury. Tak – z nich też korzystam i uważam, że bywają cenne. Może nie zawsze odkrywcze, ale często po prostu nakierowujące na wiedzę, którą już się posiada, tylko nie jest się tego świadomym. Czasami warto poczytać o oczywistościach.
Pamiętaj – ja Ci tylko pokażę swoją drogę. Nie musisz iść tą samą ścieżką, ale możesz skorzystać z przydatnych drogowskazów. Dla mnie są one skuteczne i mam nadzieję, że pomogą również Tobie.
A przy okazji możemy sobie w tej wyprawie sympatycznie towarzyszyć i zachęcać się do obierania nowych – coraz lepszych – kierunków.
To jeszcze raz:
Zmieniasz swoje życie na zawsze.
Będzie fajnie, lajtowo i bez spiny, a kilogramy polecoooooooo!