Czy wiesz, że mózg pomija oczywistości, żeby nie tracić energii na ich rejestrowanie? Powinieneś go jednak czasami do tego zmusić.
W poprzednim wpisie chciałam, żebyś od momentu jego przeczytania powtarzał sobie w myślach, że zmieniasz swoje życie. Mam nadzieję, że nie padłeś wyczerpany z powodu tego jakże trudnego zadania. Dobrze, nie przestawaj! Jeżeli w dążeniu do nowego stylu życia i zrzucaniu kilogramów mamy jakiegokolwiek wroga, to jest nim wyłącznie nas mózg. Nie da się bydlaka tak łatwo przekabacić, dlatego ważne jest, żebyś konsekwentnie „wmawiał” mu różne rzeczy. Na razie musisz go przekonać do tego, że masz w nosie diety i obozy ćwiczeniowe – Ciebie obchodzi wyłącznie jakość funkcjonowania jako całości.
To cały czas jest Twoje pierwsze zadanie. Zależy mi jednak na jeszcze lepszym przygotowaniu Cię do nowej drogi. Mam dla Ciebie dwie szybkie lektury, które spokojnie zdążysz przeczytać, zanim przejdziemy do jakichkolwiek konkretów. Oczywiście – czego już powinieneś się spodziewać – nie będą to książki z rozpiską posiłków i kulinarnymi zaklęciami na slimujące potrawy. Ich rolą będzie uporządkowanie Twojej świadomości. Wyciągnięcie na światło potrzebnych nam – a do tej pory odrzucanych – oczywistości. Pokazanie metod okiełznania Twojego mózgu. Tak żeby zmienić go z wroga w przyjaciela.
Jak już przy książkach jesteśmy – na rynku jest cała masa tytułów, które obiecują Ci sposoby na błyskawiczne chudnięcie. Możesz tracić czas siedząc i je czytając. I prawdopodobnie nigdy nie wcielając w życie żadnego z tych sposób. Dlaczego? Ano dlatego – większość opiera się na narzucaniu Ci funkcjonowania jak w zegarku, żarcia tylko tego, na co ekspert zezwoli i podporządkowania całej doby durnym rozpiskom. Od razu Ci mówię, że Twój mózg tego nie zaakceptuje. On zwyczajnie nie toleruje gwałtownych zmian. Ważniejsze jest, żebyś miał świadomość właśnie tego faktu, a temu mają przysłużyć się poniższe lektury.
1. Charles Duhigg, Siła nawyku
To właśnie one – nawyki – są główną siłą napędową Twojej mózgownicy. Twój mózg jest jeszcze bardziej leniwy od Ciebie i żeby się nie przemęczać – tworzy schematy. Działania, które nie przebijają się do Twojej świadomości i dzięki temu nie jest tracona energia na ich ogarnięcie. Na przykład tego, że w określony sposób wsiadasz rano do samochodu, odpalasz go i ruszasz nim ze swojego podwórka. Nie musisz sobie w myślach za każdym razem powtarzać: „teraz wkładam kluczyk do stacyjki, naciskam sprzęgło, wrzucam bieg…” itd. To są schematy, które aktywują się automatycznie.
No i fajnie – dzięki temu sprawniej funkcjonujesz.
Oczywiście jest w tym wszystkim pewne „niestety”. Otóż mózg tych nawyków nie wartościuje. Tworzy je jak leci na podstawie tego, co robisz. A to powoduje, że masz też całą masę złych nawyków. Takich jak palenie fajek czy nadmierne obżeranie się albo lenistwo kanapowe.
Dobra wiadomość jest taka, że nawyki można zastępować. Złe tendencje zmienić w dobre.
Właśnie tego dowiesz się z książki. Zrozumiesz, jak działa mózg, jak powstają nawyki i jak można zmienić ich składowe. Na przykład zastępując fajki bieganiem.
To nie są jakieś skomplikowane sprawy. Już po kilkunastu stronach uświadomisz sobie: „ej, faktycznie tak jest!”. A to fajne odkrycie. Nada sens temu Twojemu zrzucaniu kilogramów, bo pozwoli wprowadzić masę pomocnych nawyków. Oraz pozbyć się tych niekorzystnych. Poza tym taka świadomość przyda się w wielu obszarach życia – nie tylko związanych z odżywianiem, chudnięciem i aktywnością fizyczną.
2. Jarosław Gibas, Schudnij z Kaizen
Tak, wiem, tytuł brzmi fanatycznie. Ale to tylko nazwa – pod nią kryją się takie banały, że aż sam się zdziwisz. Oczywiście te banały trzeba Ci uświadomić, bo – jak już mówiłam – są one całkowicie pomijane w codziennym funkcjonowaniu.
Co to w ogóle jest to całe Kaizen? Tak naprawdę – wyłącznie nomenklatura, którą ktoś kiedyś wymyślił, a reszta zaczęła powtarzać. Na dobrą sprawę możesz o niej zapomnieć, ważne jest wyciągnięcie sedna. Nie będę powtarzać, że jest to wielka filozofia, bo jako filozofa z zawodu mnie to zwyczajnie mierzi.
Sedno. Czyli po prostu metoda małych kroków. Tak małych, że nawet ich nie rejestrujesz. Przykład: odejmowanie codziennie jednego (!) kryształku cukru z łyżki, którą wsypujesz do kawy czy herbaty. Różnica w smaku żadna, a tym sposobem w pewnym momencie pozbywasz się całego cukru. Zupełnie bezboleśnie.
Powiem tak – tę metodę stosowałam, zanim jeszcze w ogóle usłyszałam, że zwie się ona „filozofią Kaizen”. To, czego się nauczyłam, to że dla każdego ten krok będzie innej wielkości. Ja np. byłam w stanie odjąć od razu całą jedną łyżkę z dwóch, które aplikowałam, a po jakimś czasie pozbyć się cukru całkowicie. Bieganie zaczęłam nie od 100 metrów tylko trzech kilometrów. To były dla mnie optymalne kroki. Pamiętaj, że też musisz je zmierzyć pod siebie. Jeżeli będziesz chciał odejmować jeden kryształek – super! Dwa – bomba! Pół łyżki – też git. Najważniejsze jest, żeby ta zmiana nie była dla Ciebie męcząca. Musi być taka, żeby nie obniżała jakości Twojego życia. W końcu jesteśmy na drodze, która ma być dla nas przyjemna!
Z książki dowiesz się o kilku historycznych uwarunkowaniach tej metody oraz poznasz inne przykłady w kontekście odżywiania się i aktywności fizycznej. Jednak najfajniejsze jest to że autor nie owija w bawełnę. Bycie grubasem nazywa byciem grubasem i kropka. Nie ma koloryzowania i usprawiedliwiania. Książka jest bezpośrednia i dosadna i oprócz namówienia na małe kroki, też sporo Ci uświadomi.
Jedyne, co mi się w niej nie podobało, to moment, kiedy autor mówi, że okazjonalne głodówki oczyszczające są spoko. No nie. Do tego nigdy nie dam się namówić i Tobie też odradzam. Pomijam fakt, czy to zdrowe bądź też nie – lekarzem nie jestem. Zwyczajnie kłóci się z zasadą nierobienia niczego drastycznego. My nie chcemy czynić wyrzeczeń, nie chcemy sobie odmawiać tych wszystkich smacznych i fajnych rzeczy wokół siebie. Chcemy tylko zmienić do nich podejście, a tygodniowa głodówka na pewno się w ten plan nie wpisuje.
Na szczęście to tylko jeden poważniejszy mankament tej książki – możesz zwyczajnie cały fragment pominąć.
Skoro już przy mankamentach jesteśmy – jest w tym temacie oczywiście zatrzęsienie innych książek. Ja sięgnęłam po jeszcze dwie, ale ich nie polecam – są nudniejsze, nie wnoszą niczego dodatkowego albo są wręcz koszmarnie wydane. Pierwsza to Siła małych celów Tima O’Neila. Autor nie mówi o Kaizen tylko o zasadzie jednego procenta, co tak naprawdę jest tym samym. Jednak pisze mniej ciekawie, poza tym sugeruje jakieś wielodniowe plany, co śmierdzi ciężką pracą. Odradzam. Podobnie książkę Filozofia Kaizen Roberta Maurera. To takie ogólniejsze podejście do tematu, ale tak słabo napisane, a już w szczególności przetłumaczone, że nie warto wydawać na nie złamanego grosza. Będziesz się mocniej zastanawiał, czemu jedna z bohaterek wcześniej była Gosią, a teraz nagle jest Grace, niż jak zostać wyznawcą Kaizen. Albo ew. czy da się zastosować metodę małych kroków do pozbycia się tłumacza i korektora (o ile taki w ogóle był) tej książki.
To moje propozycje dla Ciebie. Przeczytaj je sobie nieśpiesznie – chociażby jadąc tramwajem. Łącznie to około 600 stron (matko, nie panikuj, są też obrazki!), ale nie dostrzegam w tym większego wyzwania. Zwłaszcza, że książki czyta się szybko, co potęguje fakt, że traktują o sprawach, które już gdzieś w podświadomości zakopałeś. Musisz je wyciągnąć na wierzch. Będą nam potrzebne.
Miłej lektury, a ja jeszcze na koniec podrzucam zdjęcie z mojego insta w ramach inspiracji. I motywacji do czekania na kolejne wpisy.